Ta niewyszukana „ksywa” , czyli (zapisany fonetycznie) „Turbobizel”, przylgnęła do Arie Pietera Ovewatera , bo ciągle powtarza , iż dobre gołębie powinny latać , jakby były napędzane tym znakomitym rodzajem silnika. Twierdzi przy tym , że on ma takie właśnie : niezawodne i szybkie !
W tej „ksywie” nie ma jednak złośliwości , bo będąc człowiekiem uczynnym i nikomu pomocy nie odmawiającym jest przez kolegów lubiany , zaś jego przekonanie o jakości swoich „gołębich turbodiesli” w pełni potwierdzają ich znakomite wyniki …
Należy do grona najlepszych obecnie hodowców Holandii , a więc i Europy. Ma lat 54, prowadzi spokojne , ustabilizowane życie jako farmer w Oudendijk na północy Holandii, w prowincji Koggenland . Ma tam 30 – hektarową posiadłość. Jej zapisana w annałach , a więc udokumentowana historia, powiedział nam z wyraźną dumą , sięga 1800 roku! Historia historią , ale gdy tę posiadłość 30 lat temu zakupił , zabudowania gospodarcze, a i dom – pewnie też sprzed dwu wieków!- były właściwie ruiną i sporo czasu , wysiłku , a przede wszystkim pieniędzy musiał zainwestować , by je doprowadzić do użytku i zamieszkać tu niedawno poślubioną małżonką. Farmę nastawił na chów bydła , co jednak , jak się okazało , nie przynosiło oczekiwanych rezultatów , więc po paru latach zmienił profil gospodarstwa : zorganizował w nim stadninę koni , a przy niej ośrodek nauki konnej jazdy . Ma tych koni 40 , tyle , ile może „obsłużyć” razem z żoną i czwórką dzieci . Pomagają mu w tym , kursanci – w zamian za zwolnienie z opłaty . Wykonują zresztą także pewne kłopotliwe czynności w gołębniku , np. sprzątanie . Dodatkowe źródło dochodu to siano , które sprzedaje sąsiadom , bo ma go za dużo jak na potrzeby tego swojego końskiego „inwentarza”.
Także i jego gołębiarska pasja – jak w tylu znanych nam przypadkach – zrodziła się w dzieciństwie. I , jak w wielu z tych przypadków , także od gołębia , zabłąkanego do obejścia rodziców. Dał się złapać , bo był mocno zmęczony , wracał – dzisiaj hodowca nie ma co do tego wątpliwości – z jakiegoś trudnego lotu . – Był taki piękny! – nasz gospodarz jeszcze dziś daje wyraz swojemu zachwytowi i wzruszeniu. A że mocno się do niego przywiązał i nie chciał , by samotnemu było „markotno” , niedługo potem dokupił mu towarzyszy. Gdy zaś podrósł, tzn. osiągnął „wiek organizacyjny”, skontaktował się z najbliższym klubem hodowców i zaczął lotować . Nie muszę dodawać , że oczywiście bez wyników…
Po ożenku skończył z hodowlą i lotami , bo wyjechał do pracy w USA. Był tam rok. Gdy wrócił zakupił tę farmę , a jej doprowadzanie do jakiego takiego stanu było tak czaso – i pracochłonne, że o myśli o gołębiach jakoś zupełnie wywietrzały mu z głowy. Ale po kilku latach , dokładnie w roku 1988, powróciły . Znowu za sprawą przypadku : pewnej deszczowej niedzieli zabłąkał się – tym razem już do jego własnych zabudowań … bardzo piękny gołąb . Teraz zachował się jednak inaczej, wszak kiedyś był już lotującym hodowcą : odszukał właściciela. Okazał się nim jeden z czołowych wtedy holenderskich hodowców , Pieter van de Eijden. Rozmawiali przez telefon parę godzin! A kilka dni potem Ovewater odwiedził mistrza i po kolejnych godzinach rozmowy zakupił u niego kilku ptaków. Były to gołębie rasy Aarden : mistrz ( lotuje z sukcesami dotychczas!) wysoko cenił gołębie tej rasy , osiągnął dzięki nim niejeden lotowy sukces , zwłaszcza w lotach dalekich . Sprawdziły się i u Ovewatera , stąd do dziś ma w swym gołębniku potomków ptaków z tamtego zakupu… Z gołębiami od Eijdena skrzyżował potem ptaki zakupione od innego ówczesnego mistrza , Batenburga , który hodowlę prowadził razem z synami . Potem był jeszcze zakup u Wima Mulera , i … koniec! Po prostu cały czas – od przeszło 20. lat ! – Arie bazuje wyłącznie na tych trzech liniach gołębi! A pochodzące z krzyżówek między nimi ptaki sprawdzają się nie tylko u niego, także u tych , którzy gołębie od niego nabywają , a chętnych nigdy nie brakuje . I nadal ma w gołębniku „De Dure” , syna zakupionego u Batenburga sławnego „Witbuika” ,który dostarczył swemu właścicielowi wielu satysfakcji. . To senior – protoplasta jego gołębnika , ma dokładnie 20 lat i jak na „emeryta” jest nadal w niezłej formie…
Że jednak czasami łamie się zasady dowodzi fakt , iż ostatnio Arie Pieter kupił jednak kilka gołębi u Pieta Vogla.
Aktualnie nasz hodowca ma w gołębniku ok. 250 ptaków , w tym ze 100 młodych ; w rozpłodzie 20 par. Uczestniczy wyłącznie w lotach dalekodystansowych , przy czym na lot wkłada najwyżej 10-15 ptaków , z tym , że tych lotów w konkretnym dniu bywa kilka , więc w sumie koszuje ich co tydzień kilkadziesiąt. A konkuruje z ok. dwoma tysiącami kolegów. Lotuje metodą klasycznego wdowieństwa i samczykami i samiczkami , ale pewną częścią swego stadka – także metoda gniazdową. Wyniki porównywalne. Lecą równie dobrze samczyki , jak i samiczki , przy czym – jak mówi – przy złej pogodzie lepiej samiczki! A w ogóle hodowca lotuje „ostro” , bo , jak podkreśla , interesują go tak naprawdę tylko pierwsze konkursy! I jego gołębie często je zdobywają . Ostro też i bezwzględnie selekcjonuje.
Przed lotami motywuje swe ptaki bardzo ostrożnie , twierdzi też, że właściwie to i cała czołówka holenderskich hodowców – tak jak on – „koszuje na spokoju” . Wyjątek od tej zasady w przypadku Arie to loty powyżej 700 km , gdy przewiduje , że gołębie będą miały „wiatr w ogon”. Swym ptakom urządza dwa razy dzienne 1-godzinne obloty , czasami wspólne dla obu płci , zaś w środku tygodnia wywozi je na lot treningowy z odległości ok. 50 km. Do wyników młodych, które lotuje z siodełka – a także rocznych! – nie przywiązuje żadnej wagi. Chodzi mu tylko o to , by regularnie wracały i na podstawie tych właśnie powrotów selekcjonuje. Ostro , jak się powiedziało…
W długiej rozmowie – Arie przyjął nas bardzo wylewnie , zorganizował poczęstunek , nawet z alkoholem ! – próbowaliśmy zorientować się w jego zasadach prowadzenia hodowli . Oto co udało nam się z niego ”wyciągnąć” :
Parowanie zawsze w połowie lutego i zawsze po wcześniejszej tygodniowej kuracji preparatem, Para-mix (z Travipharmy). Ale w ciągu roku swe ptaki jeszcze 2-3 razy przeparowywuje … Nie jest wyznawcą „teorii oka” , jednak do tego organu gołębia przykłada pewną wagę przy swoich hodowlanych decyzjach. Gołąb z tzw. „szklanym okiem” mianowicie , czyli „glazerem”, w jego gołębniku rozrodowym nie ma szans ; oznaką wartości jest dla Ariego oko dobrze wybarwione.
Do rozrodu kieruje i łączy w pary oczywiście wyłącznie ptaki ze znakomitymi wynikami w lotach. Po złożeniu jajek przez 3-5 dni podaje im preparat A-C-G1 . Po 10. dniach zaczyna stosować tzw. metodę obiegową . Do zniesienia drugich jajek nie dopuszcza .
„Złota para”? Słyszał o czymś takim , ale się z tym w praktyce nigdy nie spotkał. Jeśli są takie pary , to – sądzi – nie więcej jak dwie, trzy… W świecie!
Podstawowa zasada karmienia : gołębi nie przekarmiać!
Bo tłuste dobrze nie polecą . I jeszcze jedna : w sezonie najważniejsze jest odpowiednie karmienie w ciągu trzech dni , poprzedzających lot. Karmę kupuje w czterech różnych firmach i miesza je już we własnym zakresie. Pozwala to na wyrównanie jakości ich poszczególnych składników , różnych w karmach różnych producentów.
W sezonie lotowym podaje swym lotnikom regularnie i przed i po locie preparaty S.A.S i Eye- Conditoner. Dodaje też do karmy olejek Omega-Olie Mix i to w dużej ilości , do wody zaś Combi-Fond. Jak najdokładniej przestrzega zasad profilaktyki , gołębi nie leczy , ale stara się zapewnić i odporność . Aplikuje im w tym celu produkty Travipharmy , wcześniej stosował produkty firmy Belgica de Werd, ale przed 6. laty uznał , że te pierwsze są skuteczniejsze. Gołębiom młodym nie podaje żadnych leków , tylko preparat Forte-vita. (No i jakieś wyniki)
Jak już wspomniałem , Arie naszą czwórkę ( bo poza towarzyszącym mi kolegami z Oddziału , Andrzejem Grodnym i Piotrem Ropkiem , był też z nami boss Travipharmy, Gerard Schalkwijk ) przyjął bardzo życzliwie, mogę nawet powiedzieć : serdecznie . I z gestem , jakby był Słowianinem , nie „zimnym” Holendrem…Przy zastawionym stole gadało się też oczywiście o tym , czym dla hodowcy są gołębie. Dało się wyczuć , że dla naszego gospodarza są one czymś niesłychanie ważnym : to nie tylko sprawa relaksu czy satysfakcji z racji „skonkurowania” w lotach partnerów, to także sprawa „filozofii” , czy też podejścia do własnego życia. W jego przypadku – życia zgodnego z naturą . To ta właśnie jego „filozofia życia” leży zresztą u podstaw decyzji , by wybrać niełatwy los farmera. By być blisko przyrody. Dzięki gołębiom jest jej jeszcze bliżej… Mówiąc o tym przywołuje postać brata: jest prawnikiem , chyba adwokatem , i człowiekiem bardzo zamożnym. Ale nie potrafi się cieszyć życiem.
– Na pewno zaś nie w takim stopniu , jak ja – konkluduje swe rozważania. Czy też tak macie? – pyta. – Jak najbardziej – potwierdzamy zgodnie i bez najmniejszego wahania…